Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Od gangstera do bohatera, historia Arkadiusza Wełny

Mariusz Kurzajczyk
Arkadiusz Wełna i Krzysztof "Diablo" Włodarczyk
Arkadiusz Wełna i Krzysztof "Diablo" Włodarczyk Andrzej Kurzyński
W 2000 roku w Polsce głośno było o gangu Wełny z Kalisza, który miał terroryzować właścicieli miejscowych restauracji, klubów i pubów. Rok później zapadły skazujące wyroki. O tym, że niechlubna przeszłość nie musi wpłynąć na nasze całe życie świadczą losy Arkadiusza Wełny, który dziś jest jednym z najbardziej znanych w kraju promotorów sportów walki.

Media lubiły Wełnę "od zawsze". W końcu lat 80. "Ziemia Kaliska" pisała o nim po raz pierwszy, choć pewnie mało kto dziś pamięta tamtą informację. Błysnął wtedy jako król strzelców w drużynie… trampkarzy kaliskiego "Włókniarza". Ostatecznie kariery piłkarskiej nie zrobił, bo pociągał go "bardziej męski sport", czyli boks. Jako 16-latek rozpoczął treningi w "Prośnie", a jednocześnie kończył kursy ratownicze w WOPR-rze. Gdy boks mu nie wystarczał, zmienił ring na matę karate kyokushinkai. Właściwie z marszu wystartował w Pucharze Polski juniorów, w którym zajął czwarte miejsce.

- Zabrakło mi doświadczenia, bo miałem za sobą zaledwie kilka walk a moi rywale kilkadziesiąt - tłumaczył.

Oczywiście chodzi o walki sportowe. Na ulicy walczył znacznie częściej. Kiedyś przyznał, że stoczył w sumie 99 walk na pięści i tylko jedną przegrał. Już wtedy, jako 17-latek, był zatrudniany w charakterze bramkarza. Był wysoki i - w co dziś trudno uwierzyć - bardzo chudy. Ale radził sobie z największymi osiłkami, więc w wieku 18 lat został szefem ochrony w jednym z najbardziej znanych kaliskich lokali. Na początku pracował za parę złotych i gorący posiłek. To było dużo. Jako nastolatek chodził na treningi w starych, dziurawych butach i w za ciasnym dresie. Teraz stać go było na kupienie sobie ubrania.

Mógł zostać spadochroniarzem

Karierę bramkarza przerwała służba w jednostce lotnictwa morskiego w Darłówku. Wełna prowadził tam naukę pływania i trenował karate, bo jednym z jego przełożonych był jeden z najlepszych wówczas instruktorów w Polsce Jacek Wojtukiewicz, obecnie prezes darłowskiego Klubu Oyama Karate. To w tamtym czasie pierwsze obozy treningowe w Darłówku prowadził sam Jan Dyduch, jedyny Polak z ósmym stopniem mistrzowskim, który zaproponował utalentowanemu zawodnikowi przeprowadzkę do Krakowa i służbę w tamtejszej jednostce desantowej. Zapewne wtedy jego życie potoczyłoby się zupełnie inaczej, ale czy lepiej...

Ostatecznie wrócił do Kalisza i na bramkę. Był starszy, miał większe potrzeby i jak się okazało możliwości. Znajdował się na samym szczycie hierarchii, to on dyktował warunki pracy, choć - jak zawsze twierdził - to właścicielom lokali zależało na tym, żeby Wełna ochraniał ich lokal. Miał być gwarancją spokoju i bezpieczeństwa.

Pierwszy haracz

Arkadiusz Wełna żartuje, że pierwszy haracz ściągnął w wieku 7 lat. Właściciel składowiska materiałów budowlanych płacił mu miesięcznie 100 zł (jeszcze te z Waryńskim) za pilnowanie swojego przybytku przed innymi dzieciakami. Kilkanaście lat potem w grę wchodziły wyższe kwoty.

Na początku roku 2000 w Polsce głośno zrobiło się o gangach wymuszających haracze. Rzecz dotyczyła najczęściej lokali gastronomicznych, choć nie tylko, bo terroryzowani byli np. sprzedawcy na giełdach płyt. Jednym z najbardziej znanych stał się "gang Wełny", raczej nie ze względu na drastyczne występki, ile z powodu liczebności oskarżonych.

We wrześniu 2001 roku, po roku śledztwa, przed sądem w Kaliszu stanęło w sumie 37 osób. Ostatecznie 29 kwietnia 2002 roku sąd podzielił opinię oskarżenia, że Arkadiusz Wełna i jeszcze kilkanaście osób, próbowali wymuszać okupy od właścicieli barów i pubów kaliskich. Sąd Rejonowy skazał go na 3 i pół roku, kilku jego kolegów na odsiadki od 2 do 4 lat, a resztę na kary więzienia w zawieszeniu. Do więzienia jednak od razu nie trafił, bo adwokat podważył wyrok.

Grypsował, żeby być człowiekiem

Już wtedy na poważnie zajął się sportem. Z początku organizował walki Filipa Rządka, a w 2005 roku stworzył klub sportowy Arkadia, mający od początku siedzibę przy ul. Majkowskiej. Tych ośmiu lat nie zmarnował, bo, jeśli chodzi o boks tajski, jego klub jest najbardziej utytułowanym w Polsce, a z kilku zawodników rozrósł się do dwustu. Wszystko szło w dobrym kierunku, Arkadia się rozwijała, bokserzy zdobywali medale, ale wreszcie przypomniał sobie o nim wymiar sprawiedliwości. W marcu 2009 roku wrócił na 21 miesięcy za kratki, gdzie stał się elementem więziennej subkultury.

- Grypsowałem, ale Frasyniuk też grypsował. W zakładzie karnym człowiekiem jest ten, co grypsuje - tłumaczył.

Mimo że nie sprawiał żadnych kłopotów wychowawczych, grypsowanie sprawiło, że odsiedział wyrok w całości. Na szczęście klub jakoś funkcjonował przez szefa, choć część zawodników odeszła. Wreszcie wrócił i nadal robił to, na czym się zna najlepiej: trenował bokserów i organizował im walki. Z powodzeniem. Jego przemiana została przedstawiona w pilotażowym odcinku dokumentalnego serialu "Droga" a zaproszenie na kaliskie gale przyjmują tak znakomici sportowcy, jak Krzysztof "Diablo" Włodarczyk, Przemysław Saleta czy ostatnio Mamed Khalidov. Z kolei na jubileusz 60-lecia Mistrzostw Europy w boksie zaprosił Wełnę do swojego pałacu prezydent Bronisław Komorowski.

Prezes i wychowawca

Obecnie Arkadiusz Wełna jest szefem Word Kickboxing Federation Poland, prezesem International Sport Karate Association Poland, wiceprezesem Polskiego Związku Muay Tai i promotorem ponad 100 zawodników z całego kraju oraz kilku zagranicznych. W Arkadii trenuje też kilkadziesiąt dziewcząt i chłopców, z których najmłodszy ma 8 lat. Dla części z nich uprawianie sportu jest szansą na większy komfort życia, nie tylko finansowy.

- Wychowałem się w patologii, ale w tamtych czasach, w mojej dzielnicy, młodzi ludzie nie mieli takich możliwości, jakie są obecnie. Dziś każdy może przyjść do mnie i powiedzieć, że chce być sportowcem - tłumaczy i podkreśla, że sport, na dłuższą metę nie jest dla wszystkich. Na początku najlepsi są ci, którzy wygrywali bijatyki na ulicy, ale z czasem ich przewaga się zmniejsza.

- W klubie zostają ci, którzy mają poukładane w głowie, ludzie myślący i z mentalnością zwycięzcy - podkreśla i z dumą wymienia nazwiska swoich zawodników, którzy walkę na ringu łączą ze studiowaniem.

- Arek jest sprawnym menedżerem. Wiem, że miał kiedyś kłopoty z prawem, ale wiem też że potrafił wyrwać się z nich i pokazuje, jak poprzez sporty walki można znaleźć swoje miejsce w życiu i pomagać innym - uważa Janusz Stabno, sekretarz generalny Polskiego Związku Bokserskiego.

Instytucja, nie człowiek

Bo dziś nazwisko Wełna wiele znaczy w świecie sportów walki. Dotąd znany był przede wszystkim z organizacji imprez muay thai. Kalisz zawsze kochał pięściarzy, więc zorganizował gale bokserskie. Niedawno polskie władze pięściarskie powierzyły mu organizację przyszłorocznych Mistrzostw Polski seniorów w boksie, imprezy, jakiej jeszcze w grodzie nad Prosną nie było!
Jego pozycję na rynku najcelniej scharakteryzował szef jednej z największych w Polsce firm produkujących pasze, a jednocześnie sponsor słynnych gali Wenglorz Fight Cup.

- Arek to nie jest osoba, to marka, instytucja. Jeśli coś powie, dotrzyma słowa, bez patrzenia na koszty. To konsekwencja jego przeszłości i wyciągania z niej wniosków. Gdyby wtedy nie popełnił błędów, dziś nie byłby tak wspaniałym człowiekiem - podsumowuje prezes Piotr Dorosz.

ZiemiaKaliska.com.pl Dołącz do naszej społeczności na Facebooku!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski