Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nasi przewoźnicy zastanawiają się, jak tu nie dać się Niemcom

Mariusz Kurzajczyk
Mariusz Kurzajczyk
Firmy transportowe twierdzą, że niemiecka płaca minimalna może je zrujnować. Polacy liczą na pomoc Komisji Europejskiej i szukają możliwości obejścia nowych przepisów.

W ostatnich dniach głośno jest o protestach polskich przewoźników, którym nie podoba się, że na terenie Niemiec ma ich obowiązywać tamtejsza płaca minimalna. Z pracodawcami solidaryzują się... kierowcy, a to chyba pierwszy tego typu przypadek w historii III RP.

- Wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że tak naprawdę chodzi o eliminację polskich firm z rynku niemieckiego, a w przyszłości także francuskiego, bo Paryż chce wprowadzić podobne przepisy - wyjaśnia Gustaw Antczak z kaliskiego Acropolu, jednej z największych firm tego typu w Polsce.

Polacy protestują, ale jednocześnie główkują, jak tu oszwabić Niemca. A pomysłów im nie brakuje.

Przypomnijmy, że ustawa o płacy minimalnej (MiLoG - Mindeslohngesetz) weszła w życie 1 stycznia tego roku, a wkrótce pojawiły się przepisy wykonawcze. Od tego dnia płaca minimalna w wysokości 8,5 euro przysługuje wszystkim wykonującym pracę w Niemczech. Regulacja dotyczy nie tylko niemieckich firm, ale wszystkich delegujących pracowników na teren tego państwa. Największe problemy mogą mieć firmy transportowe i to nie tylko te, które robią interesy u naszych zachodnich sąsiadów. Niestety, najkrótsza droga na zachód najczęściej wiedzie przez Odrę, a według Niemców MiLoG dotyczy zarówno kabotażu, czyli usług transportowych wykonywanych na terenie jednego państwa, jak i tranzytu.

Technicznie wygląda to tak, że polski pracodawca jest zobowiązany powiadomić niemiecki urząd celny (Zollamt) o zamiarze świadczenia pracy w Niemczech przed jej rozpoczęciem. Należy w tym celu wypełnić właściwy formularz i wysłać go do urzędu w Kolonii. Zgłoszenie powinno wpłynąć do urzędu, zanim kierowca przekroczy granicę.

Na razie Niemcy zawiesili ściganie przewoźników tranzytowych, bo sprawą zajęła się Komisja Europejska, do której wpłynęła skarga w tej sprawie. Zagrożeni czują się nie tylko Polacy, ale także Litwini czy Rumuni. Przy kabotażu warto dostosować się do nowych przepisów, bo kary są surowe i sięgają dziesiątków tysięcy euro. Polacy w różny sposób radzą sobie z tym problemem.

Kierowcy mniejszych ciężarówek poszli na samozatrudnienie. W tym przypadku Niemcy chcą kontrolować, czy przypadkiem nie wykonują zleceń dla tej samej firmy transportowej, co może oznaczać, że faktycznie są tam zatrudnieni. Polacy się nie poddają.

- Jeśli trzeba będzie, jeden przedsiębiorca będzie miał kilka firm, które na zmianę będą zlecać transport. Nie ma takiego biurokratycznego przepisu, którego nie da się obejść - śmieje się współwłaściciel firmy z Południowej Wielkopolski.
Nowe przepisy dotyczą oczywiście nie tylko przewoźników, bowiem wiele firm ma własne tiry, którymi wysyła lub przywozi towar z Francji czy Niemiec. Niektóre już się zabezpieczyły i wypłacają kierowcom wyższą pensję, a ci potem "nadpłatę" zwracają do kasy. I wszystko się zgadza.

- Oczywiście od tej nadwyżki trzeba zapłacić podatek i ZUS, ale skoro nie ma innego wyjścia... - mówi nam szef firmy handlującej z Francuzami.

Ci chcą pójść w ślady Niemców, a już obecnie ograniczają kabotaż do trzech zleceń, po których trzeba wykonać usługę za granicami Francji.

Polscy przewoźnicy bronią się, że zgodnie z niemieckimi regułami płacić można kierowcy delegowanemu do pracy w Niemczech, a nie będącemu w podróży służbowej. Narzekają na represyjność przepisów, zgodnie z którymi zagraniczny pracodawca jest zobowiązany do przechowywania dokumentów umożliwiających kontrolę przestrzegania przepisów ustawy przez cały okres świadczenia pracy w Niemczech na terytorium Niemiec i to w języku niemieckim.

- Polska ma największą, najnowocześniejszą flotę transportową w Europie i trudno z nami czysto walczyć - podkreśla Antczak.
Acropol zgłosił do Zollamt swoje auta, ale liczy na to, że Komisja Europejska uchyli de facto dyskryminujący przepis. Tymczasem Niemcy pokazują, że nie żartują. Gdy w Polsce trwał protest skierowany przeciwko MiLoG, niemieccy celnicy masowo kontrolowali parkingi w środkowej i zachodniej części tego kraju. Podobno z mizernym skutkiem, co z satysfakcją i nadzieją przekazują sobie polscy przewoźnicy.

- Narzucanie polskim przewoźnikom niemieckiej płacy minimalnej odbije się na wielu gałęziach naszej gospodarki dlatego konieczna jest szybka interpretacja przepisów przez Komisję Europejską – mówił kilka dni temu w czasie debaty plenarnej w Parlamencie Europejskim Andrzej Grzyb. Zdaniem posłów delegacji PO – PSL niektóre zapisy niemieckiej ustawy wprowadzającej obowiązek stosowania płacy minimalnej w stosunku do przewoźników zagranicznych są zaprzeczeniem zasady swobodnego przepływu towarów i usług i jako takie powinny zostać odrzucone przez Komisję Europejską. Temat ten został poruszony m.in dzięki staraniom posłów delegacji.

- Obowiązek stosowania niemieckiej płacy minimalnej w stosunku do polskich przewoźników wpłynie nie tylko na konkurencyjność polskiego sektor transportu międzynarodowego, ale również na inne gałęzie gospodarki, które są z nim związane. Wzrost kosztów, które poniosą firmy transportowe przełoży się w konsekwencji zarówno na ceny produktów jak i na koszty przewozów pasażerskich. Tworzymy nowe bariery na wewnętrznym rynku wewnętrznym, które akurat w tej kwestii uderzają szczególnie mocno w Polskę. Dlatego ważna jest szybka interpretacja przepisów przez Komisję Europejską – powiedział Andrzej Grzyb, wiceprzewodniczący delegacji PO-PSL.

Od momentu wprowadzenia przez Niemcy przepisów wykonawczych do ustawy o płacy minimalnej (MiLoG) resort infrastruktury i rozwoju jest w stałym, bieżącym kontakcie z przedstawicielami branży przewoźników transportowych. Ostatnie spotkanie miało miejsce 20 marca.

- Polska nie podziela opinii niemieckiej administracji co do zakresu stosowania niemieckiej ustawy o płacy minimalnej. Przewoźnicy transportowi są nieproporcjonalnie bardziej obciążani nowymi wymogami administracyjnymi. Przepisy wprowadzone przez Niemcy mogą ograniczać wolną konkurencję, jak również podstawowe regulacje UE dotyczące swobody przepływu usług - mówi Piotr Popa, rzecznik prasowy Ministerstwa Infrastruktury i Rozwoju.

W efekcie działań podejmowanych od grudnia 2014 r. przez rząd RP, zarówno w relacjach dwustronnych ze stroną niemiecką, jak i na forum UE, Niemcy wstrzymały wykonywanie wspomnianych przepisów w odniesieniu do tranzytu, a Komisja Europejska wszczęła procedurę EU Pilot. Strona niemiecka przesłała stosowne wyjaśnienia, oczekujemy na stanowisko KE w tej sprawie.

Ponadto, powołano międzyresortowy zespół do spraw działań sprzyjających rozwojowi międzynarodowego transportu drogowego. W jego skład wchodzą m.in. z przedstawiciele MIiR i MPiPS. Na ostatnim posiedzeniu, 27 lutego 2015 r. podkreślono, że zastosowanie przepisów MiLoG do wszystkich usług świadczonych na terytorium Niemiec przez polskie przedsiębiorstwa branży transportowej wzbudza poważne wątpliwości strony polskiej. Prace zespołu będą kontynuowane.

- Polskie stanowisko w tej sprawie minister Maria Wasiak przedstawiła także podczas posiedzenia Rady ds. Transportu, Telekomunikacji i Energii (tzw. Rada TTE), które odbyło się 13 marca br. w Brukseli. Minister wskazała na czynniki, które potencjalnie mogą ograniczyć pozytywne oddziaływanie transportu na gospodarkę Unii. Chodzi m.in. o indywidualne działania państw, które zmieniają regulacje prawne, dążąc do ograniczenia konkurencji i wzmocnienia pozycji swoich usługodawców w sektorze transportu drogowego dodaje rzecznik MIiR.

ZiemiaKaliska.com.pl Dołącz do naszej społeczności na Facebooku!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski