Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Radzieckie Las Vegas od 30 lat stoi puste [FOTO]

Łukasz Bartczak
Podróżnik z Ostrowa w 30. rocznicę katastrofy w elektrowni jądrowej opowiada o dzieje się w Czarnobylu, Prypeci i Strefie Wykluczenia.

Pół godziny po pierwszej w nocy 26 kwietnia 1986 roku w IV bloku Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej im. Włodzimierza Lenina doszło do potężnej eksplozji. Do atmosfery przedostały się substancje promieniotwórcze, a prawie 150 tys. kilometrów kwadratowych na pograniczu Ukrainy, Białorusi i Rosji zostało skażone. Ewakuowano wówczas ponad 300 tys. osób, w tym 50 tys. z miasta Prypeć położonego w bezpośrednim sąsiedztwie elektrowni. Mieszkańcy nie wiedzieli co się dzieje, choć z balkonów własnych mieszkań oglądali dym i zamieszanie wewnątrz elektrowni. Dopiero następnego dnia autokarami, których podstawiono tam ponad tysiąc, wywieziono ludzi z miasta. Myśleli, że wyjeżdżają na kilka dni, zostawili cały swój dobytek, dokumenty i zwierzęta domowe. Do domów mieli już nigdy nie wrócić.

Później kotami i psami zajęli się żołnierze radzieccy, którzy kilka miesięcy po katastrofie odstrzeliwali zwierzęta. Inna przyszłość czekała krowy i konie, które wywieziono z tego niebezpiecznego miejsca.

Do katastrofy w elektrowni doszło w wyniku eksperymentu, który miał sprawdzić... bezpieczeństwo w razie awarii. Eksperyment miał polegać na znacznym zmniejszeniu mocy reaktora, następnie na zablokowaniu dopływu pary do turbin generatorów i mierzeniu czasu ich pracy po odcięciu zasilania. Test był niedopracowany, a załoga nie zdawała sobie sprawy z niestabilności reaktora i m.in. wyłączyła przepływ pary do turbin. W efekcie doszło do dwóch wybuchów, drugi zniszczył dach hali IV reaktora i wyrzucił z wnętrza rdzenia w niebo słup radioaktywnych cząstek: fragmentów paliwa i grafitowych bloków moderatora. Mniejsze bloki łapali niedługo potem rękami strażacy, którzy zadysponowani w miejsce katastrofy jechali gasić zwykły pożar, a nie skutki eksplozji reaktora. Później umierali w męczarniach.

O wszystkim tym, co działo się w tamtym rejonie wówczas i o tym jak to miejsce wygląda dziś opowiadał podczas spotkania w Ostrowskim Centrum Kultury znawca tych stron, który zafascynował się Czarnobylem przed laty. Krystian Machnik był w strefie zamkniętej 11 razy, kilka dni temu odwiedził Czarnobyl i jego okolice po raz kolejny aby uczestniczyć w obchodach 30-lecia katastrofy.

Ostrowski podróżnik, który do OCK zawitał na zaproszenie Montowni Kreatywnej tego, co działo się w 1986 roku pamiętać nie może, bo urodził się 3 lata po katastrofie.

- Zawsze ciągnęło mnie do tego, co inni pomijają. Mam w sobie duszę odkrywcy, do tego lubię tajemnice i miejsca, które skrywają mrok, dlatego strefa zamknięta stała się dla mnie pasją, bez której teraz nie potrafię żyć – mówi Krystian Machnik. - W Czarnobylu poznałem nawet moją dziewczynę Magdę. Niektórzy mają Paryż, Wenecję czy inne romantyczne miejsca, a my… strefę zamkniętą.

To, co dziś nazywamy Czarnobylem jest tak naprawdę Strefą Wykluczenia, nazywaną też strefą zamkniętą czy czarnobylską zoną, czyli zajmującym obszar 2600 kilometrów kwadratowych terenem, który jest oddalony od naszego regionu o ok. 1000 kilometrów w linii prostej na wschód zaraz przy granicy z Białorusią. Na południu tej strefy leży miasto Czarnobyl, mieszka w nim na stałe 170 mieszkańców (przed katastrofą mieszkało tam 15 tys. osób), a także ok. 3 tys. pracowników Strefy Wykluczenia i elektrowni oraz budowlańców. Robotnicy przez 2 tyg. mieszkają w mieście, a 2 tyg. poza nim.
- Gdy ludzie dowiadują się o tych pracownikach dziwią się, że chcą oni mieszkać i pracować w tak źle kojarzącym się miejscu. Prawda jest taka, że są oni dobrze opłacani, bo prawnie zostali uznani za wykonawców zawodów w warunkach szkodliwych, a nic nie zagraża ich życiu czy zdrowiu. Dodatkowo nie mają zbyt wielu zajęć. Próbowałem się nie raz dowiedzieć czym zajmuje się większość z nich, do tej pory nie uzyskałem odpowiedzi – mówi Krystian Machnik. – Często widywałem ich na terenie elektrowni: siedzą, rozmawiają, śmieją się, ale nie robią nic konkretnego, nawet są tam panie, która zajmują się sprzedażą krzyżówek. Wszyscy, którzy mieszkali w tamtych okolicach mają zapewnioną pracę do… 2062 czy 2064 roku.

Czarnobyl od elektrowni oddziela Jezioro Czarnobylskie, na północy którego wybudowano właśnie elektrownię. Obok niej w 1970 roku powstało miasto Prypeć, które stworzono dla pracowników elektrowni. Istniało więc 16 lat, a teraz stoi całkowicie opuszczone od trzech dekad.

- Jest to bardzo ciekawe miejsce, a przebywanie w nim powoduje dreszcze. Niektórzy chodząc po opuszczonych ulicach odczuwają strach, ja dreszcz emocji. Stojąc na dachu bloku w miejscowości, którą zamieszkiwało kiedyś kilkadziesiąt tys. osób słyszymy tylko szum wiatru, to niesamowite uczucie i bardzo działa na wyobraźnię – dodaje gość montowni, który jest założycielem portalu Napromieniowani.pl mającego przybliżyć odbiorcom takie miejsca jak Czarnobyl. Krystian Machnik mówi też, że Prypeć to miasto bardzo dobrze zaplanowane. Funkcjonowało tam 5 dzielnic, pośrodku których stały szkoła i przedszkola, po to by dzieci nie musiały przechodzić przez ruchliwe ulice, w centrum miejscowości znajduje się plac, wokół którego wybudowano centrum handlowe, Centrum Kultury “Energetyk” z kinem, teatrem, biblioteką i salami wykładowymi, a także hotel i restaurację. Ulice są tam bardzo szerokie, a dojść wszędzie można było szerokimi, bogatymi w zieleń alejami.

Choć do budynków w Prypeci nie wolno wchodzić (pilnują tego przewodnicy, którzy przydzielani są coraz liczniejszym grupom turystów), ostrowianin, który zwykle penetruje strefę z innym członkiem Napromieniowanych.pl Marcinem Skrobańskim znają sposoby by odwiedzać najciekawsze miejsca w tym opuszczonym mieście. Wśród nich są szkoły, mieszkania bloków, piwnice szpitala czy częściowo zalane wodą podziemia fabryki „Jupiter”.

- Prypeć miała być miastem pokazowym Związku Radzieckiego, panował tam przepych, wszystko było przemyślane, czyste i ładne, w niektórych szkołach znaleźliśmy wyposażenie, którego ja nie miałem w szkole, choć uczyłem się wiele lat po katastrofie. Szpital był też świetnie wyposażony, a w samym mieście był wysoki przyrost naturalny. Średnia wieku w Prypeci przed eksplozjami wynosiła 26 lat. W większości byli to ludzie dobrze wykształceni, a miejscowe więzienie świeciło pustkami. Wszyscy dobrze zarabiali, a do Prypeci zjeżdżali na zakupy ludzie nawet z Kijowa. Był jedynie problem z alkoholem, bo wierzono wówczas, że wódka jest lekiem na promieniowanie – wspomina Krystian Machnik.

Jednym z ciekawszych obiektów w Prypeci jest diabelski młyn, który znajduje się w wesołym miasteczku. Choć jest jednym z częściej fotografowanych tam miejsc nigdy nie został uruchomiony, bo mimo iż budowla była ukończona pół roku przed katastrofą otwarcie zaplanowano na obchody 1 maja. Jedna z gondol wciąż jest silnie napromieniowana, ale ostrowscy znawcy strefy uspokajają, że nawet w strefie 10-kilometrowej, która jest obszarem bezwzględnego wykluczenia i najbardziej skażonym trzeba się mocno naszukać by znaleźć coś radioaktywnego.

Krystian Machnik na spotkaniu w OCK zbadał m.in. poziom promieniowania wewnątrz budynku, a dozymetr wykazał 0,03 mikrosiwerta na godzinę. Dla porównania pokazał też zdjęcia zrobione w ukraińskiej strefie w ub. roku i poziom promieniowania był podobny. – Promieniowanie pod elektrownią jest tylko nieznacznie podwyższone. Większe wartości uzyskuje się np. podczas lotu samolotem – dodaje podróżnik.

Największe wartości można uzyskać w jednym z pomieszczeń szpitala w Prypeci. Tam bowiem sporządzono magazyn ubrań robotników i strażaków, którzy pracowali w mieście bezpośrednio po katastrofie. Na rzeczach, które pokryte są radioaktywnym pyłem.

- Tam zmierzyłem rekordową wartość promieniowania, czyli 7 milisiwertów. Było to przy strażackim bucie – opowiada Krystian Machnik.

Aby radioaktywny pył nie przenosił się dalej bezpośrednio po katastrofie pośpiesznie wybudowano prowizoryczną konstrukcję betonową, która przykryła ruiny IV bloku, 200 ton radioaktywnego korium, 30 ton pyłu oraz 16 ton uranu i plutonu. Sarkofag stoi tam do dziś, a jego wytrzymałość obliczono na 30 lat, które właśnie minęły. Niedaleko trwa budowa nowego sarkofagu, który ma przykryć przestarzałą konstrukcję grożącą zawaleniem. Budowla ta będzie mogła przesuwać się po specjalnych szynach i pomóc w rozbiórce starego sarkofagu.

Wszyscy, którzy w 1986 roku zmuszeni byli do picia paskudnie gorzkiego płynu Lugola, czyli wodnego roztworu jodku potasu i pierwiastkowego jodu pamiętają jego smak i strach, który towarzyszył rozmowom o wybuchu w Czarnobylu, niewielu pamięta jednak, że problemy były także z III i IV reaktorem krótko po ich uruchomieniu. W 1982 roku też doszło do uwolnienia dawek promieniowania, ale niewielkich. Mimo to, w chwili gdy doszło do tragedii w 1986 roku budowano dwa nowe energobloki, a w planach były kolejne dwa po ukończeniu których Czarnobylska Elektrownia Jądrowa byłaby największym tego typu obiektem na świecie. Dodatkowo reaktor III produkował energię aż końca 2000 roku, dopiero wtedy został wyłączony na zawsze, ale tylko z powodu nacisków państw, które przeznaczyły ogromne pieniądze na budowę nowego sarkofagu. Koszt ma wynieść ok. 2 mld euro i ma to być największa tego typu konstrukcja na świecie (108 metrów wysokości i rozpiętość 220 metrów).

- Do przesunięcia nowego sarkofagu nad stary ma dojść jesienią. Jego wytrzymałość obliczana jest na sto lat, a konstruktorzy wychodzą z założenia, że w tym czasie wymyślą coś, co pomoże zneutralizować zagrożenie, które zalega pod betonem i stalą – dodaje Krystian Machnik.

Do strefy zjeżdża obecnie coraz więcej turystów, których nie odstrasza płacenie kilkuset złotych za przepustkę do niej, a także możliwość napromieniowania jeśli nie będzie się uważać. Krystian Machnik również organizuje takie wypady, jego grupy są jednak zawsze dobrze przygotowane do zwiedzania strefy. W programie znajduje się m.in. wizyta w Kijowie, Czarnobylu czy na… radarze Duga 2, który znajduje się w tamtych rejonach. Jest to nieużywana obecnie instalacja radzieckiego strategicznego radaru pozahoryzontalnego pracującego w zakresie fal krótkich, który wznosi się na wysokość 150 metrów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski