Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ostrowski pilot, który odważył się przekazać światu prawdę o Katyniu [FOTO]

Marek Weiss
Jednym z pierwszych Polaków, którzy widzieli masowe groby pomordowanych w Katyniu oficerów, był ostrowianin Zbigniew Rowiński. To on znalazł się w składzie delegacji wysłanej na miejsce zbrodni. Cena za przekazanie prawdy okazała się bardzo wysoka. Resztę życia musiał spędzić na emigracji.

Urodził się 9 lipca 1905 roku w Ostrowie, w rodzinie znanego działacza społecznego i kulturalnego Stefana Rowińskiego. Po ukończeniu miejscowego Gimnazjum Męskiego podjął studia prawno - ekonomiczne. Pracował w Sądzie Okręgowym w Ostrowie, potem był prokuratorem w Poznaniu i Katowicach.

Już od czasów gimnazjalnych interesował się lotnictwem. Ukończył szkołę pilotażu i podchorążówkę w Dęblinie, uzyskując stopień podporucznika rezerwy pilota. W sierpniu 1939 roku został zmobilizowany do 131 Eskadry Myśliwskiej 3 Pułku Lotniczego Armii Poznań. Mimo miażdżącej przewagi nieprzyjaciela aż do 16 września uczestniczył w walkach jako pilot. W rejonie Puszczy Kampinoskiej dostał się do niewoli niemieckiej. Trafił do obozów jenieckich w Brunswicku, a potem w Woldenbergu.

W tym drugim oflagu dowiedział się o odnalezieniu przez Niemców grobów oficerów. Ogłoszono, że mordu dokonali bolszewicy w 1940 roku, ale Moskwa stanowczo temu zaprzeczała, obwiniając o to Niemców. 15 kwietnia 1943 roku Zbigniew Rowiński został z grupą ośmiu oficerów - jeńców wyznaczony do wyjazdu do Katynia na wizję lokalną. Jako prokurator miał na miejscu ocenić dowody zbrodni. Pełnił również rolę tłumacza.

-Przyjechaliśmy do Smoleńska kilka dni po rozpoczęciu prac ekshumacyjnych, kiedy wydobyto z dołów śmierci zaledwie 300 zwłok, z których tylko około 160 zidentyfikowano na podstawie znalezionych przy nich dokumentów - zapisał w swoim pamiętniku pod datą 16 kwietnia.

Ekspertyza pozwoliła określić stan zwłok. W grobach przeleżały trzy lata. Potwierdzały to znalezione listy, zapiski, pamiętniki. Ich daty urywały się w drugiej połowie marca i kwietnia 1940 roku, kiedy tereny tamte zajmowali Rosjanie. Polska delegacja miała swobodny dostęp do odkrytych grobów i mogła osobiście dokonywać wydobycia zwłok. Miały one w czaszce otwór wlotowy od kul rewolwerowych w tyle głowy. W jednym z grobów znajdowały się ciała z powiązanymi rękami. Rowińskiemu udało się zabrać kawałek sznura. Podporucznik natrafił też na dokumenty swojego kolegi kpt. Sidora. W jego obecności rozpoznano zwłoki generała Smorawińskiego.

Po powrocie do obozu sporządził jedną z pierwszych relacji świadka. Nie podał tam swojego nazwiska ze względu na bezpieczeństwo rodziny w Polsce. W 1945 roku odzyskał wolność i dotarł do II Korpusu Polskiego we Włoszech. Tam przedstawił polskim władzom szczegółowy raport katyński. Siedem lat później był przesłuchiwany jako świadek przed komisją Izby Reprezentantów Kongresu Stanów Zjednoczonych.

- Przypuszczam, że wiązano tylko tych, którzy próbowali się bronić, bo widziałem niektóre ciała z trocinami w ustach, a niektóre z nich nawet z głowami zakrytymi ich własnymi płaszczami. Sznur wokół szyi związany był ze sznurem na rękach. Kiedy więc zaczynali szamotać się, by uwolnić ręce, musieli się zadusić - powiedział przed komisją. Dopiero tam po raz pierwszy, mówiąc o Katyniu, ujawnił swoje nazwisko. Przekreśliło to jego szanse na powrót do kraju.

Zamieszkał na stałe w Wielkiej Brytanii. Mimo dobrej znajomości języka angielskiego nie znalazł odpowiedniego dla siebie zatrudnienia. Początkowo rozwoził mleko i ciasta do sklepów, dokonywał przeprowadzek, potem założył studio fotograficzne. Zmarł w Londynie 17 maja 1986 roku. Zgodnie ze swoim życzeniem pochowany został w rodzinnym Ostrowie. Spoczywa na cmentarzu przy ulicy Limanowskiego razem ze swoją żoną Marią, która zmarła w roku 2002.

Piętno Katynia

Postawa ppor. Zbigniewa Rowińskiego spowodowała, że po wojnie na cenzurowanym znalazła się także jego mieszkające w Ostrowie rodzeństwo. Na wszystkich zaciążyło piętno Katynia.

Młodszy brat Lech przed rokiem 1939 był profesorem w Liceum Handlowym. Po powrocie z wojny długo nie mógł znaleźć pracy. Na krótko przygarnęło go zrzeszenie kupców. Potem trafił do banku, gdzie zaczynał od najniższego stanowiska. Dzięki fachowej wiedzy po wielu latach został naczelnikiem wydziału kredytów. Miał propozycję awansu do Poznania, ale nie zaakceptowały tego właściwe organy. Podobne problemy były udziałem siostry Wandy. Mimo dyplomu studiów filozoficznych musiała zająć się pracą chałupniczą. Przez pewien czas była zatrudniona w inspekcji pracy, skąd została zwolniona. Potem znalazła miejsce w zarządzie aptek by wreszcie zostać nauczycielką w szkole im. Estkowskiego. Jej mężowi Marianowi, absolwentowi prawa, dopiero po wielu staraniach udało się zatrudnić w Sklejkach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski